Już mistrz Hipokrates napominał „Twoim lekarstwem winno być twoje pożywienie”. No i u ludzi pierwotnych jakoś tak było. Nasi praprzodkowie wiedzieli czysto intuicyjnie, jak mają modulować swą dietę. Nie mogli sobie pozwolić na komfort niedomagań zdrowotnych, gdyż mogliby szybko paść ofiarą dzikich zwierząt lub innych plemion itd.
A bądźmy szczerzy, repertuar człowieka pierwotnego znacznie odbiegał (na „niekorzyść” pod względem urozmaicenia) od gamy możliwości stojącej do dyspozycji nawet osobom bezrobotnym z kręgu kultury Zachodu.

Problem leży gdzie indziej.

Życie poprzednich generacji przebiegało zawsze w rytm cykli natury.Odpowiednio do tego kształtował się też jadłospis. I tak na przykład latem preferowano raczej pokarmy lekkie – w chłodnych porach roku – bardziej obfite w kalorie.
Człowiek wzrastający na łonie natury potrafił też sięgnąć do jej skarbca w przypadku chorób lub niedomagań. Dziś obserwujemy to np. jeszcze u niektórych zwierząt domowych; niedomagający pies potrafi sobie wyszukać na łące jakiś szczególny rodzaj trawy, która pomoże mu „wylizać” się z dolegliwości.
Badania przeprowadzane na potomstwie zwierząt oraz dzieciach wykazały, że dzieci obecnego pokolenia nie potrafią „czysto intuicyjnie” rozpoznać pożywienia mniej wartościowego, od lepszego jakościowo; dają się „złapać na lep” pozorów, sztucznych wzmacniaczy smaku, czy zapachu.

W przeciwieństwie – małe szczeniaki mając do wyboru pożywienie „naturalne” – wybierały je bez cienia wątpliwości, pozostając niewzruszone na pokusy chemicznych „dodatków”.
Pytanie winno iść więc w kierunku wyznaczników, czy też adekwatnej skali odniesienia, leżącej u podstawy oceny „wartości odżywczej” naszego pożywienia.
Istnieje wiele punktów odniesienia. Zacznijmy od naturalnej (niegdyś) świeżości spożywanego pokarmu.
Kiedyś spożywane były pokarme dostępne w bezpośrednim otoczeniu plemienia. Miało to tę zaletę, że kostium genetyczny (czy też enzymatyczny) dopasowany był niejako do ich przetrawienia.

Dzisiaj znane nam są przypadki stanów przypominających zatrucie pokarmowe, nierzadko po konsumpcji „ekskluzywnych” dla danej kultury pokarmów (np. kłopoty gastrointestinalne po konsumpcji zupy z płetwy rekina przez niektórych przedstawicieli populacji europejskiej).
Pokarmy zdobywane w bezpośrednim sąsiedztwie zasiedziałego plemenia były przeważnie świeże, na komfort „importu” egzotyków mogli pozwolić sobie tylko nieliczni kacykowie, lub członkowie najbogatszej kasty. Dziś pokarm dostarczony do supermarketu liczy sobie pryeważnie nie mniej niż 3 do 5 dni.
Rytmy natury i charakter prac, jakże innych dla każdej pory roku implikowały zarówno inny ubiór, jak też nieco inny styl życia.

Gdyby człowiek pierwotny opychał się w lecie słodkimi tłustościami – byłby zbyt „przymulony”, by efektywnie przygotować zapasy żywności na miesiące zimowe. Tego typu zachowania obserwujemy u pewnych ssaków późną jesienią, kiedy odkładają sobie zapasy energii (w postaci tkanki tłuszczowej) na sen zimowy.
Dziś przemysł chłodniczy umożliwia klientowi zaspokojenie każdej, nawet najbardziej wyszukanej – co nie znaczy że zdrowej – zachcianki.
O sensie masowej produkcji decyduje trend, lub gust klienta; gdyby mu przyszło odchorować błędne decyzje….od czego mamy lekarzy…
Podobne zachowania kilka tysięcy lat temu postawiłyby pod znakiem zapytania witalność i performance naszych przodków, w ich zmaganiach z naturą oraz wojowniczymi (nieraz) sąsiadami.
Słabe (biologicznie, logistycznie) plemiona szybko padały ofiarą mocniejszych i albo zostawały bezpośrednio „wymazane” z powierzchni mapy, albo jako kasta niewolników podlegały stopniowej asymilacji… na niedogodnych warunkach.

A propos.. historię piszą zawsze zwycięzcy… Naszą historię spisali też potomkowie plemion o największej „efektywności” w minionych tysiącleciach.
Jak wiemy – „ewolucję” wygrały szczepy naszych przodków, ale – nie te o największej sile fizycznej. Decydujące okazały się aspekt komunikacji oraz „organizacji społecznej”…
To bardzo ogólne pojęcia; w ich tle odnajdujemy jednak (poza dobrą kooperacją członków wspólnoty pierwotnej) istotne „dźwignie postępu” jak też podział kompetencji; rozwój wiedzy oraz jej praktyczną implementację w życie lokalnych społeczności.

I znów wracamy do maksymy mistrza Hipokratesa…

Ciąg dalszy wkrótce.
Wasz Marcin.

Release 2013.09.12.

Translate »
Erhalten Sie unsere Neuigkeiten per E-Mail

Erhalten Sie unsere Neuigkeiten per E-Mail

Melden Sie sich mit Ihrer E-Mail Adresse an und erhalten Sie alle Neuigkeiten von unserem Team.

Schauen Sie in Ihr Postfach!

Pin It on Pinterest

Share This

Share This

Share this post with your friends!

Share This

Share this post with your friends!