Time to go. Skąd my to znamy? Uchwycić właściwy moment czasowy, by pójść dalej, zmienić coś, zamknąć jakiś rozdział, albo temat.
Spoglądając ekstremalnie pragmatycznie – jedni nie wiedzą jak zacząć; inni – kiedy skończyć.
Dyskretny temat ze zmianą status quo.
Osobnicy z problemami „na starcie” cierpią może na brak odwagi, czy też wyczucia właściwego momentu czasowego, na zainicjowanie pewnej akcji (pozwólcie sobie przypomnieć temat „kairos”).
Może więc bardziej adekwatnym hasłem byłoby „time to move”?
„Pantha rhei” (wszystko znajduje sie w ruchu – przyp. tłum.)
Sięgając do filozofii greckiej ciut głębiej – „kairos” apelował do pewnego naturalnego wyczucia „dokładnie tego momentu”, idealnie – w myśl głębszego zrozumienia praw kosmologii – niejako pasującego „z natury” do podjęcia akurat tych (a nie innych) czynności.
Krótko i na temat – do intuicyjnego zrozumienia określonych regularności w przyrodzie i dopasowania własnych działań do… funkcjonujacego już gdzieś (niezależnie od ludzkiego spektrum postrzegania) Wielkiego Planu.
Doniosłość cykli kosmicznych, w większym, czy też bardziej „kameralnym” wymiarze, była znana od zarania dziejów.
The Wilderness World of John Muir
Wyższy porządek kosmiczny.
Za klasyczny przykład usystematyzowanego skatalogowania wpływów kosmosu na ludzki los uchodzi Tzolkin, kalendarz Majów. Majowie wychodzili nawet z założenia, iż sensem życia jest optymalne (czytaj: pedantyczne) dopasowanie wszelkich przedsięwzięć socjalnych do odwiecznego kalendarza Tzolkin.
Kwintesencja ich logiki: wykorzystać niejako „synergię”, wyższy porządek, objektywnie istniejącą „logikę Kosmosu” do planowania całokształtu życia.
W sumie, to wszystkie kultury starożytności kierowały się mądrością Kosmosu. Dogłębne zrozumienie zależności od Matki Natury i jej cykli zadecydowało o dzisiejszej obecności homo sapiens na Błękitnym Globie…
Nasi przodkowie nie mieli jednak aż tak „pod górkę”… wystarczyło otworzyć się na „pra- instynkt”, archetyp, czy też wewnętrzny głos duszy… Wczuć się w odwieczne prawa natury, we własny rytm.
“True Power is within, and it is available now.”
Practicing the Power of Now: Essential Teachings, Meditations, and Exercises from the Power of Now
Otwarcie sie na „prawdę chwili” wymaga jednak „wyostrzonej” świadomości dziennej. Pojawia się pewna trudność – i to nie od dzisiaj.
Filozofowie wielokrotnie podkreślali, iż odwiecznym problemem ludzkości miałaby jawić się ciągła huśtawka, między przeszłością… a przyszłością. Nasze species ma jakiś niepisany kłopot z „prze-życiem” teraźniejszości…
Niby dlaczego?
No… bo może należałoby się zająć własnym życiem. I to na szybko.
Czy oznacza to jednak znak równości z „życiem w teraźniejszości”?
„The power of now” … ma rzekomo uwalniać niesamowite ilości energii, „blokowanej” przez przeżutą we wspomnieniach przeszłość, czy też napajającą posmakiem tajemniczości – a zarazem i (pod)progowego lęku przyszłość.
Czy można tak naprawdę uwolnić się od przeszłości, od wspomnień…?
Można – ale kosztem dobrej pamięci.
Kilka prostych przykładów z życia.
“I’m done with those; regrets are an excuse for people who have failed.”
It’s Kind of a Funny Story
Gdy przywołamy do pamięci staropolskie porzekadło o wyciąganiu rodzynków z ciasta, myślimy (może trochę brzydko?) o osobach, które potrafią zrobić z życia „bar samoobsługowy”.
Coś nowego? Każdy z nas wszedł już kiedyś w kontakt z podobną osobą.
Nowoczesna psychologia – w Niemczech, w wydaniu Tobiasa Becka – określa powyższy typ osobowości jako charakter „rekina”.
Z punktu widzenia znanych nam typologii (zwłaszcza od strony psychologii stosowanej) popularny jest w kręgach marketingu model 4 typów charakterologicznych, opatentowany przez Dr.Rohma, tzw. model „DISC”.
Korzystając z analogii między 4 typami zwierząt (rekin, delfin, wieloryb i sowa) – charakter D (dominujacy, autorytatywny) odpowiada tylko poniekąd promowanemu w typologii zwierząt profilowi rekina.
Warto bowiem nadmienić, że osobowość typu D (z natury mocny charakter – przywódcy, twórcy nowych ideii) ma raczej niewiele wspólnego z zakochanym w sobie samym, drapieżnym w konsumpcji rekinie.
Rekiny chętnie cieszą się życiem „na koszt” innych. Nie chodzi tutaj jednak o czysty wydatek „finansowy”…
Pytanie: co w takim razie leży na drugim końcu kija, lub może, bardziej elegancko – po drugiej stronie przekątnej.
Community wielorybów. Osobowości z dużym sercem, które z przyjemnością inwestują energię swojego życia w „służbę na rzecz ogółu”… Rekiny „konsumują” niejako (przeważnie darmowo) dobre chęci i charyzmę społeczności wielorybów; oszczędzając własną energię… na indywidualne przyjemności.
Właściwy moment na powrót do „potęgi teraźniejszości”.
“When you accept what is, every moment is the best moment. That is enlightenment.”
Practicing the Power of Now: Essential Teachings, Meditations, and Exercises from the Power of Now
Spotykamy osoby, po ciężkich przeżyciach (np. źle potraktowane przez jakiegoś „rekina”). Ludzi, którzy zostali jakby na chwilę przyhamowani w typowej dla nich „osobistej” dynamice; poniekąd jakby wręcz „odrzuconych” wstecz o kilka miesięcy, lub lat.
W omawianych przypadkach występuje zbliżona symptomatyka: trafieni przez los doznają jakby „spowolnienia psychoruchowego”. Przeważnie dochodzi do (przynajmniej lekkiej) izolacji społecznej, zawężenia sfery zainteresowań i aktywności; dają sie też odczuć deficyty nastroju oraz pamięci…
Nasi sąsiedzi znad Renu mówią „der Saft ist alle“ (zapasy soku/energii się skończyły – przyp. Tłum.).
Czyli – wątkiem kluczowym jest brak energii.
“Sometimes the hardest part isn’t letting go but rather learning to start over.”
Program 13
Energia podąża za Twoją uwagą. Jedna z 7 zasad energetycznej konstrukcji świata (huna).
Z własnego doświadczenia wiemy, że zaniki pamięci pozostają przeważnie w związku z niekorzystnym ogólnym bilansem energetycznym poszkodowanej jednostki.
Jedni dysponują większymi rezerwami; innym wystarczy już średnio intensywny tryb życia, kilka dodatkowych zadań w pracy, by zacząć „gubić się w szczegółach”.
Deficyty energii, podkręcenie tempa życia, brak relaksu i snu implikują przynajmniej dyskretne i „nieselektywne” problemy z pamięcią.
“Letting go means to come to the realization that some people are a part of your history, but not a part of your destiny.”
Ucieczka w przyszłość.
Fenomen znany z życia codziennego. Kiedy trafia nam się ktoś z bagażem nieprzyjemnych wspomnień, i trzeba mu pomóc – to pierwsze co robimy… znajdujemy mu zajęcie.
Poprzez „przeogniskowanie” uwagi na inne pola aktywności odcinamy pozostałym sferom życia, a zarazem wspomnieniom, źródło zasilania.
Cicho i pomału wygasa pamięć przeżyć, zwłaszcza tych negatywnych…
Jednym z fenomenów następczych – ucieczka w przyszłość.
Ludzie szukający „zerwania z przeszłością” poprzez drogę wzmożonej (mało selektywnej) aktywności.. ulegają nieraz „aktywizmowi”.
Po części zrozumiałe: start w problematycznych okolicznościach nie sprzyja zogniskowaniu energii na celach. To raczej ślepy „owczy pęd” (byle do przodu…).
Ale już mistrz Sokrates mawiał „tajemnicą sukcesu jest zogniskowanie energii”… Skutki – ogólnie znane.
Jak więc „ugryźć” tę przyszłóść …
„Najlepszą metodą na przewidzenie przyszłości jest jej zaprogramowanie”
W sumie – zrozumiałe. Gdyby postawić sobie pytanie o ślepy pęd do przyszłości, jako zbiorowy fenomen (przynajmniej dla niektórych grup społecznych), to ciężko odnaleźć w nim refleksyjny aspekt, umożliwiający sensowne programowanie…
Gdyby ktoś nie wiedział, to w archetypach „oprogramowania” ludzkiego species… ucieczka jest stawiana na równi z walką.
Czyli – te same mechanizmy biologiczne, które setki tysięcy lat temu zapewniły naszym przodkom sukces (czytaj: przeżycie) – poprzez
szybkie oddalenie się od zagrożeń niemożliwych (wtedy) do pokonania drogą walki…stały się dla obecnie żyjących populacji pewnym „problemem biologicznym”.
“Moving on is easy. It’s staying moved on that’s trickier.”
Fizjologia definiuje reakcje organizmu na potencjalne zagrożenia w kategoriach „fazy alarmowej” stresu: skok ciśnienia, redystrybucja krwi (tzw. centralizacja krążenia – wzmożone ukrwienie mięśni kosztem skóry, jelit oraz wyższych ośrodków mózgu), wyrzut noradrenaliny i adrenaliny, kortyzonu, glukozy do krwi…
Tytułem przypomnienia – nawet jeśli tkanka mięśniowa w naszej populacji nie jest aż tak dobrze rozwinięta (jak u naszych muskularnych przodków) – redystrybucja krwi w sytuacjach stresowych nadal funkcjonuje jako potwierdzony ewolucyjnym sukcesem mechanizm fizjologii.
Konsekwencje? Wysycona glukozą krew osiąga „pokrewne ewolucyjnie” (z punktu widzenia embriologii) tkanki – tzw. „środkowego listka rozwojowego”, czyli mezenchymy. Czytaj – tkankę tłuszczową.
“Want a Coke?” Abra asked. “Sugar solves lots of problems, that’s what I think.”
Doctor Sleep
Brzmi trochę naukowo prowokacyjnie? Szkoda, że mimo to prawdziwie.
Od drugiej połowy XX wieku odnotowujemy w krajach dobrobytu („common wealth”) systematyczny przyrost szczególnego rodzaju tkanek mezenchymy – tkanki tłuszczowej.
Mechanizm leży jak na dłoni – ilekroć dochodzi do wyrzutu cukru we krwi… i nie zostanie on natychmiast spożytkowany poprzez tkankę mięśniową, ludzka fizjologia reaguje wyrzutem insuliny.
Cukier, który nie uległ spaleniu przez pracę mięśni zostaje skutecznie wbudowany w stojące do dyspozycji tkanki – czyli komórki tłuszczowe.
“There comes a time in your life when you have to choose to turn the page, write another book or simply close it.”
Rachunek Matki Natury.
Biologia z definicji działa niezawodnie; to znaczy – stwarza optymalne warunki pod antycypowane „okiem archetypów” zmiany adaptacyjne.
Przekładając to na mowę potoczną: pod reakcje fizjologiczne, które w przebiegu historii homo sapiens zapewniły naszym przodkom przeżycie, jak na przykład walka, lub ucieczka.
Wnioski?
Trochę jednak niezręcznie uciekać przed klientem lub petentem. Reagowanie fizyczną przemocą (zwyczajem naszych przodków) nie należy już do standardu kontaktów społecznych, w szczególności w miejscach i instytucjach publicznych…
Kulturalne sekretarki, miotane naprzemiennymi skokami poziomu cukru i insuliny popadają nie tylko w błędne koło hormonalnie stymulowanych nastrojów.
Stany niedocukrzenia wywołują na przykład bóle głowy oraz podprogowy lęk, pomijając wszelką zdolność do koncentracji …
Z perspektywy czasu dochodzi też u każdej osoby z relatywnym deficytem ruchu (relacja dotyczy nakładu energii w stosunku do aktywnej masy mięśniowej) – do magazynowania energii w tkance tłuszczowej …
Suma sumarum – do uwarunkowanej kulturą otyłości.
“We are all failures- at least the best of us are.”
Przeskoczyć własny cień.
Na marginesie warto nadmienić – energia zmagazynowana w postaci tłuszczu nie może być w błyskawicznym tempie zmobilizowana na potrzeby organizmu. Proces lipolizy nie jest też – z punktu widzenia fizjologii – predestynowany do szybkiego zaopatrzenia organizmu w momentach chwilowego deficytu.
W stanach stresu ludzie rozglądają się gorączkowo za „szybkim cukrem”, vide wszelkiego typu łakocie oraz „energy drinks”… Wystarczy popatrzeć na przygotowane do meetingu stoły konferencyjne.
Kółko się zamyka. Nikt nie potrafi na stałe wyrwać się z cykli praw natury.
Pewne „rachunki” biologiczne można jednak trochę w czasie „przesunąć” (pytanie – za jaką cenę?), poprzez manipulacje na poziomie reakcji metabolicznych.
Dylemat, przewijający się niejako magicznie poprzez całokształt dzisiejszych dywagacji – to pytanie o stabilny poziom energii.
Nie da się ukryć, by jakiekolwiek działanie rozpocząć, czy też kontynuować – potrzebna jest energia. Regeneracja oraz oczyszczanie organizmu – potrzebna energia. Rekonwalescencja ze stanów choroby lub chronicznego stresu – potrzebna energia.
Wielu ludzi uskarża się na spadek wydajności w pracy, inni narzekają na deficyty wytrwałości w sporcie, jeszcze inni – na uogólnione osłabienie i brak jakichkolwiek aktywności społecznych…
Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę, to „rozwiązania kauzalne” mało kogo interesują.
No cóż, na nowy ruch… potrzebna też energia.
Może ktoś widział moją puszkę z „energy”?
Wasz Marcin
“You say you can’t? Then don’t do it. That’s all.”
The Road
Oczywiście , niepodważalnym jest fakt ,ze plan już istnieje dziesiątki jak nie setki lat do przodu.Nie wchodząc w kwestie wiary czy niewiary w Boga(mój liberalizm jest bardzo daleko posunięty ,pomimo ze jestem głęboko wierzący; aczkolwiek nie mylcie mnie z „katolem” czy przysłowiowym „Polak katolik-alkoholik ” ,Ja głęboko wierze w Tego który plan ułożył ,natomiast nie neguje innych poglądów. Chmmm, łatwo powiedzieć:”coś skończyć,zacząć żyć,coś zacząć,wszystko przed tobą ” gdy się ma takie wykształcenie i doświadczenia jak Pan ,także te traumatyczne(jak wielu z nas). A co z tymi co mieli do szkoły pod górkę a Jako ze jest wolność słowa w cywilizowanej Europie,pozwolę się zapytać:Jak wytłumaczyć kwestie tu poruszane i dotrzeć do”buraka z pierwszej bruzdy wyczesanego”. Przecież to rzesza ludzi do których należy dotrzeć , a lekarz to zawód społecznego zaufania ,misja-dlatego myślę ze to także Pana działka,Panie Doktorze.Z całym szacunkiem dla ludzi ze wsi , niestety,głęboko zakorzeniona chęć kontynuacji ojcowizny a więc siania i zbierania(dosłownie), wyklucza kształcenie się , Wszyscy pamiętamy słynne jednostki ZOMO,gdzie na śniadanie mieli wódkę i kiełbasę ,natomiast nie mieli własnego zdania.To ze wszystko jest w ruchu , to prawda,niemniej ktoś to musiał w ruch wprawić….i znowu pytanie…kto ?”Ciągła huśtawka, między przeszłością… a przyszłością. Nasze species ma jakiś niepisany kłopot z „prze-życiem” teraźniejszości… „-To znowu Pana działka,i my jako pacjenci oczekujemy od Pana jako lekarza,wytłumaczenia także kwestii moralno-etycznych,zlikwidowania fobii adaptacyjnej ,agorafobii itd.Ilu znas na to cierpi?A ilu cierpi i nie zdaje sobie z tego sprawy?A przecież to nic innego jak np. niepokój o dziecko,strach przed szefem , tłumem nastawionym radykalnie -obojętnie w w jakim kierunku ,fiskusem ,stopniem poznania języka w obcym jak by nie było kraju ….itd,itd Tylko kiedy Pan ma to robić?Przeraża mnie wiadomość o wakatach, prognozowanych odejściach lekarzy,o czym usłyszałem na Pana kanale,przecież już dzisiaj Lekarzowi ledwo starcza czasu żeby wysłuchać pacjenta(dzięki Bogu Pan jest wolny od tej przywary,i poświecą tyle czasu ile trzeba-natomiast musi paść pytanie w społeczeństwie tak konsumpcyjnym jak Niemcy-jakim kosztem Pan to robi? Każdy lubi wejść do pięknej praktyki ,czuć się dobrze z lekarzem ,zaufać mu…..,i znowu coś czego nie przeskoczymy …czas i pieniądz ,a na to , nawet Pan chyba lekarstwa nie znajdzie)Nikt nie zastanawia się ile kosztuje choćby krzesło w poczekalni ……”Cicho i pomału wygasa pamięć przeżyć, zwłaszcza tych negatywnych…
„Jednym z fenomenów następczych – ucieczka w przyszłość.
Ludzie szukający „zerwania z przeszłością…..” Prawda Oczywista,tym bardziej że każdy ma swoje”trupy w szafie”a czas jest świetnym lekarzem natomiast paskudnym kosmetykiem.Problemem jest fakt ze do wielu wstydliwych z perspektywy czasu czynów,zmuszała ludzi ,zwykła codzienność,wyścig szczurów,korpo roboty i mobbingisci podnoszący swoje ego pastwiąc się nad słabszymi psychicznie,gorzej uodpornionych,wrażliwych….To niestety chyba najnowsza choroba cywilizacyjna, a regeneracja i oczyszczenie organizmu o którym Pan pisze ,wydaje się być nierozerwalnie spojoną z oczyszczeniem duszy i ogólnie jestestwa a to już chyba wyższa szkoła jazdy, wiem,wiem…praca,praca na sobą i nauka-pewnie tak Pan powie…. a tu…. znowu trzeba na chleb zarobić ,alimenty zapłacić,pomóc rodzinie….i wracam do punktu wyjścia.Stajemy się tymi którzy kiedyś się nad nami pastwili…..Czy spotkał się Pan kiedyś np. z tym , żeby kasjerka w sklepie podarowała Panu przy kasie 5 centów,np z braku drobnych ?Ja przez 25 lat mieszkania w RFN nie…..trzeba wszystko wydzierać….postępować jak wszyscy wokoło…choćbyśmy mieli najszczersze i najlepsze chęci….jest wybór :albo oni mnie-albo ja ich , a tu, to już bardzo blisko do tego żebym patrząc w lustro doszedł do wniosku ze się zbydlęciłem.Pozdrawiam.Pacjent.R.B