„Ordnung ist das halbe Leben”
(niemieckie przysłowie)

„Porządek to połowa życia” … jedno z tradycyjnych niemieckich porzekadeł, które – w dotychczasowym przebiegu historii – zaobfitowało dla naszego sąsiada znad Renu serią sukcesów.
Niemiecka dokładność w mechanice, skrupulatność w administracji, terminowość w każdym względzie – stały się na przestrzeni ostatnich stuleci wizytówką lokalnego społeczeństwa. Powodem do dumy tuziemców, a zarazem rękojmią solidności względem coraz liczniej zamiaszkujących ten kraj obcokrajowców oraz… zagranicznych kontrahentów.
„Never express yourself more clearly than you are able to think.”
Niels Bohr

Prawo dedukcji.

Zasada dedukcji to jedna z podstawowych metod poznania: od ogółu do szczegółu. Dotychczas ponoć się sprawdzała w „logice życiowej” oraz metodologii kultur Zachodu (np. obok indukcji, nauk systemowych).Socjologia potwierdza, społeczeństwa o uwarunkowanym tradycją przekonaniu do „struktur” mają generalnie wykazywać odpowiednio większy respekt do prawa, czy też innego rodzaju zaleceń oraz rozpowszechnianych drogą urzędową informacji.

W kategoriach socjotechniki wspomina się również o większym „potencjale” zaufania społecznego do informacji szerzonych drogą kanałów formalnych (urzędy lub osoby funkcyjnie powiązane z określonymi gremiami) niż na przykład do nowinek udostępnianych „opini publicznej” poprzez osoby, firmy, oraz instytucje prywatne.
„It is a fine thing to establish one’s own religion in one’s heart, not to be dependent on tradition and second-hand…”
D.H. Lawrence

Wiarygodność źródła a dynamika obiegu informacji.

Z drugiej strony znany jest fakt, wszelkiego typu instytucje wykazują w swym sposobie działania pewien „czas latencji”…
Krytycy administracji posługując się pojęciem prawa Parkinsona śmią twierdzić, iż proporcjonalnie do swojej „ważności” … i adekwatnie do procesu formalizacji ma postępować określonego typu autonomia… w sposobie pracy biur, urzędów i ich dygnitarzy.
Rzeczowe opracowywanie formalności może się łatwo przerodzić w „urzędolenie” – w sensie „sztuki dla sztuki”; klient czy petent przesuwają się wtedy na plan dalszy, okna czasowe procedur nabierają coraz bardziej demonicznych rozmiarów.

O ile źródła „formalnych informacji” niejako z definicji bazują na skrupulatnie sprawdzonych przesłankach, o tyle – docierają do publicznego obiegu z pewnym efektem opóźnienia.
Tematykę uwydatniają skandale, co jakiś czas wstrząsające opinią publiczną, kiedy któryś z „insiderów” wyjawi „przed czasem” szczegóły tej, czy też innej informacji …

Ale – czy istnieje w ogóle cena na sprawdzoną i urzędowo „walidowaną” infomację, zwłaszcza w naszych czasach?
Być może tak.
Z punktu widzenia socjotechniki dobrnęliśmy w międzyczasie do ery postinformacyjnej i o dalszym rozwoju jednostek oraz społeczeństw decyduje świadomość: adekwatnego wykorzystania informacji.

Zaś „informacje” winny być per se i z definicji „pewne”… inaczej zachodziłby przypadek „dezinformacji”.
W ostatecznym rozrachunku cenę zapłacą kolejne generacje…

„We are living in a world, where what we earn is a function of what we learn.”
Bill Clinton

Delikatny temat.

Pojawia się pewien problem. Nie tylko filozoficzny.

Czy opóźnienie w przekazie podważa jego wiarygodność? A jeśli tak – to na ile…
Namacalnym dowodem są bolączki związane z systemem edukacji społecznej; problem dotyczący ogólnoświatowego szkolnictwa.

Pomijając fakt, iż programy szkolne w zasadzie nie przygotowują swoich absolwentow na realne wyzwania życiowe … okazuje się, że tempo aktualizacji kaganka oświaty (w stosunku do ogólnego rozwoju wiedzy) nabiera coraz większego opóźnienia…
Problematyką zajmowałem się już bardziej obszernie w blogu „Nauczyć się czytać”.

„Every act of creation is first of all an act of destruction.”
Pablo Picasso

Od formacji do „in-formacji”.

Jak często zastanawialiście się Państwo nad kwintesencją pojęcia „in-formacji”?
Spoglądając na syntax pojęcia… trudno oprzeć się wrażeniu, iż jest to „coś”, co (przynajmniej „intencjonalnie”) powoduje ustanowienie nowej „formacji”.
Formacji czego? „Organizacji”, czy też struktury na wszelkich możliwych poziomach funkcjonowania otaczającego nas środowiska, oraz – nas samych.

Historia świata operuje przykładami społeczeństw, które w drodze „izolacji” (terytorialnej – a zarazem informacyjnej) pozostały cywilizacyjnie w tyle.

Z własnego doświadczenia życiowego (np. z czasów szkolnych) pamiętamy, że o niektórych faktach raczyliśmy „in-formować” naszych rodziców jeszcze przed wywiadówką…

Po prostu woleliśmy ich „przygotować mentalnie” na pewne, jakościowo odmienne od ich oczekiwań nowinki.
Pytanie, które się niejako „naturalnie” nasuwa … idzie w kierunku „uprawnienia” takowego oczekiwania naszych rodzicieli.

„Good judgment comes from experience. Experience comes from bad judgment.”
Jim Horning

Wywiadowka a myślokształty.

Jak powszechnie wiadomo, oczekiwania wypływają z pewnego standardu wiedzy i implikowanego poprzez nią światopoglądu oraz myślokształtów – indywidualnych, czy też zbiorowych.

Siedzibą myślokształtów jest podświadomość, ich namacalnym dowodem całokształt naszego zachowania i reakcji (nawet) na poziomie nawyków.

Za przełom w rozumieniu istoty informacji uznaje się teorię informacji Shanonna. Claude Shannon, matematyk, profesor Massachusetts Institute of Technology (MIT) stworzył w roku 1948 „Matematyczną teorię komunikacji”, a zarazem kamień węgielny pod teorię informacji i kodowania.

Amerykański uczony już w młodych latach pojął mocą swojego geniuszu, że przy pomocy kodu binarnego dają się ująć zarówno tekst, jak obraz i dźwięk.

I nagle mamy wspólny mianownik fenomenu wywiadówki.
Jako uczniowie woleliśmy oszczędzić sobie szeregu mało przyjemnych sytuacji z „okna czasowego”…po wywiadówce: scen obfitujących mnogością zbędnych tekstów, dramatycznych obrazów, przekraczających wrażliwość dziecięcych uszu dźwięków…

Zarazem pojawia się pewien szkopuł.

Jak to możliwe, że już wtedy – dziecięcą intuicją – rozumieliśmy potrzebę poszerzenia horyzontu naszych „mentalnie nieprzygotowanych” rodziców?
Wiedzieliśmy, iż potrzebny im „update”, który byłyby w stanie zmienić „perspektywę” spojrzenia na oczekające ujawnienia (w przebiegu wywiadówki) „fakty”…?
Hm, pomocna mogłaby się okazać tutaj teoria pola, która dopuszcza możliwość bezpośredniego „zalogowania się” w matrix i czysto „intuicyjnego” czerpania niezbędnej wiedzy.

„The future is something which everyone reaches at the rate of sixty minutes an hour, whatever he does, whoever he is.”
C.S. Lewis

Mieć wpływ…

Powróćmy do informacji. Informacja to nie tylko informatyka; lub – przede wszystkim nie informatyka.
W zasadzie to wszystko wokół nas opiera się na ustrukturyzowanej informacji. W zależności od stopnia organizacji rzeczywistości… istnieją też jej różne poziomy.
Cała biologia bazuje na informacji (5 poziomów), my zaś jesteśmy częścią natury…
Minione dziesięciolecia obfitowały rozległą bibliografią na temat całokształtu relacji między strukturą rzeczywistości a jej wpływem na zdrowie i „pole” człowieka.

Odkrywca biofotoniki, profesor Popp, apelował jeszcze w ubiegłym stuleciu do Bonn o uwzględnienie wartości „informacyjnej” pożywienia jako priorytetu.
Przynajmniej od czasów pionierskich prac doktora Masaru Emoto („Woda obraz energii życia”, „Tajemnica wody”) ludzkość całego Globu musiała zdać sobie sprawę z własnej, niezaprzeczalnej niczym odpowiedzialności, za „programowanie” swojego środowiska, choćby poprzez wpływ emocji na pamięć wody.

Powielane na całym świecie eksperymenty wykazały, iż „negatywne” emocje (agresja, lęk, nienawiść) prowadzą do destrukcji kryształów (clusters) wody. Ciało ludzkie składa się w ponad 70% z wody…

Po raz kolejny zagościł w społecznym sumieniu temat odpowiedzialności – tym razem nie tylko za słowo, ale – za rozpowszechnianie informacji we wszelkiej możliwej formie. Poczynając od siebie samego – od odpowiedzialności za własne myśli i uczucia.

„What sculpture is to a block of marble, education is to the soul.”
Joseph Addison

Status quo.

Codzienna praktyka lekarska dostarcza mi aż nadto przykładów do postrzeżenia balansu energetycznego i emocjonalnego jako podstawowych problemów ludzi XXI wieku.
Pacjenci (ale też osoby im towarzyszące) są zmęczni, wyczerpani, chronicznie zestresowani; nie wiedzą często w którym punkcie zacząć rozmowę.

Balans lub ( w języku fachowym – homeostaza) oznaczał w minionych dziesięcioleciach stan harmonijnej, dynamicznej równowagi wszystkich procesów w organizmie człowieka; opierał się na zrównoważonym przebiegu metabolizmu oraz harmonijnej pracy wegetatywnego układu nerwowego.
Potem przyszły odkrycia biologii komórkowej oraz neuroimmunobiologii.

Prace doktora Bruca Liptona wykazały, że sterowanie komorką zachodzi już na poziomie interakcji pól PSI z rezeptorami błony komórkowej (pola PSI mają być przynajmniej 100 razy szybsze, niż jakikolwiek inny przekaźnik).
Eksplozja nowości o programowaniu organizmu i komórki już na poziomie „in-formowania” wody poprzez pola niskiej mocy pola PSI – to kolejny „skok kwantowy” w zrozumieniu otaczającego nas świata.

Już nie jakieś odległe mrzonki ezoteryków, lecz eksperymentalnie potwierdzona rzeczywistość, uchwycona na poziomie kwantowym, submolekularnym i molekularnym.
Zachowanie zdrowia nie obejdzie się bez odpowiedzialnej i na bieżaco aktualizwanej „in-formacji”.

„Responsibilities gravitate to the person who can shoulder them; power to the man who knows how.”

Elbert Hubbard

Digitalna pułapka.

We wrześniu 2014 kolega w praktyce (były członek gremiów Zrzeszenia Kas Westfalen-Lippe KVWL, były Starszy Lekarzy Bractwa Górniczego) zwrócił mi uwagę (formalny meeting w wąskim kręgu) na potrzebę pilnej restrukturyzacji priorytetów.
Z dostępnych mu wieści wynikało, że rola internetu dla lekarzy ma ulec (przynajmniej w regionie naszej kompetencji terytorialnej) radykalnej redukcji (brak odpowiedzialności, deficyt bezpieczeństwa, mała przejrzystość co do praktycznych benefitów itd.). Stroną formalnej opieki merytorycznej oraz informacji zdrowotnej dla pacjentów i zainteresowanych miały się zająć Kasy i ich Zrzeszenia. I wystarczy.
Poufne nowinki miały być na tyle konkretne, że kolega wręcz zażądał diametralnego zwrotu w dotychczasowej opiece digitalnej oraz wspólnego zogniskowania pracy tylko i wyłącznie na tradycyjnych metodach – tzn. B2B.
Pełen uznania dla kompetencji i dojścia do „pozakulisowych informacji” partnera delikatnie zacząłem wychodzić z niemieckojęzycznego bloggingu do wiosny 2015.

Miałem nadzieję, że przynajmniej polskojęzyczny blog nie powinien wadzić nikomu. No to się trochę zdziwiłem.
Pomijając nieszczególną atmosferę w praktyce pojawiły się innego typu logistyczne trudności. W związku z technicznymi problemami, typowymi dla feature typu Blogspot zaszła potrzeba przeniesienia blogów na platformę medialną typu WordPress. WordPress to ambitna platforma medialna, wymagająca jednak odpowiednich nakładów.
I tutaj na scenę wkroczyła znowu mało szczęśliwa replika Jamesa Bonda (ta już wspominana, w spódnicy). Trzeba było szukać kolejnych rozwiązań.

A czas płynął…

Wielomiesięczne researches w internecie, co do momentu i zakresu wdrożenia zapowiedzianych zmian nie doprowadziły mnie (ani kręgu znajomych) do żadnych rezultatów.
Minęły już przeszlo 2 i pół roku i – za wyjątkiem publicznych narzekań w sieci niemieckojęzycznej – nad uciążliwymi „digitalnie-medycznie” zorientowanymi pacjentami nie udało się odnaleźć żadnych konkretnych zwiastunów wspomnianej reformy. Wręcz przeciwnie – oficjalnie internet jest tratktowany nadal i w sposób przybierający na intensywności jako jeden z kierunków docelowego rozwoju – również dla świata medycznego.
Poufność niegdysiejszego posłannictwa dawno już zostala zatarta „piaskiem historii”…

Gdzie leży błąd?

Od dłuższego czasu „spędzam” ponad 60% aktywności zawodowej w językach polskim i rosyjskim; około 60% – 80% moich podopiecznych korzysta aktywnie z internetu. Nie udało mi się dotychczas zauważyć jakichkolwiek przesłanek, by pęd do wiedzy dał się odczuć w negatywny sposób.

Każdy miesiąc przynosi światu kolejne odkrycia z zakresu medycyny. Opieka medialna od strony różnego typu formalnych gremiów najwyraźniej nie potrafiła i nadal nie jest w stanie zaspokoić głodu informacji pacjentów.

„If we do not help a man in trouble, it is as if we caused the trouble.”

Nachman of Bratslav

Prawda życia.

Zaanonsowane przez mojego kolegę zmiany nie uzyskały miarodajnego potwierdzenia w rzeczywistości „medycyny kasowej”.
Aktualny model opieki internetowej dla pacjentów nie wniósł żadnych postrzegalnych rewelacji – przynajmniej nie w realia dnia codziennego poszukujących rozwiązań, cierpiących osób. Wspaniała większość respondentów skłonna jest raczej uznać, że generalnie stan opieki (w tym medialnej) uległ pogorszeniu.

Prawdę powiedziawszy, to mimo prawie 30 lat doświadczenia zawodowego sam nie za bardzo rozumiem, komu mają służyć trendy ostatnich lat.

A jakby nie było – jesteśmy służbą zdrowia. To zobowiązanie zawodowe oraz moralne względem potrzebujących. To powołanie.
W tym też duchu wracam do bloggingu. Jako jeden z pragnących podttrzymać wspomniany kaganek oświaty.
Na miarę obecnych czasów. Więcej o tym w najbliższym blogu pod #zdrowieinaczej.

PS. Polecam także #zdrowieinaczej oraz #eracybera
E-mail: marcin@brain-club.info  
 

Wasz Marcin

“Do you have any notion of how goddamned crazy you are?”

No Country for Old Men

Cormac McCarthy,

Translate »
Erhalten Sie unsere Neuigkeiten per E-Mail

Erhalten Sie unsere Neuigkeiten per E-Mail

Melden Sie sich mit Ihrer E-Mail Adresse an und erhalten Sie alle Neuigkeiten von unserem Team.

Schauen Sie in Ihr Postfach!

Pin It on Pinterest

Share This

Share This

Share this post with your friends!

Share This

Share this post with your friends!