“Time goes faster the more hollow it is. Lives with no meaning go straight past you, like trains that don’t stop at your station.”

Pusty dworzec i pociąg do przyszłości.
Podobno krótko po Rewolucji Październikowej, na pomniejszych dworcach w Rosji wywieszana była informacja dla podróżnych: „jedzie pociąg”.
W międzyczasie jesteśmy (przynajmniej w dziedzinie komunikacji szynowej) spory kawałek dalej; zarówno w odniesieniu do perfekcyjnego w detalach rozkładu jazdy, jak też i komfortu podróży per se.
A jak to wygląda to z podróżą naszego życia?
Macie Państwo jakiś własny rozkład jazdy, czy też czujecie się bardziej komfortowo… przy przejęciu gotowych harmonogramów różnej maści „profesjonalistów” i… grup interesów.
Niezależnie od efektów – przejmowanie gotowych rozwiązań jawi się szerokim masom społecznym jako bardziej bezpieczne (bo niby kwestia kompetencji, siły argumentów, czy też argumetu siły itd.)
Jakby coś nie wypaliło, zawsze można odbić piłkę i wskazać elegancko palcem na odpowiedzialnych. Odpowiedzialnych za pociąg naszego życia?
Lokomotywa z ogłoszenia, tym razem – trochę inaczej.
“The traveler sees what he sees. The tourist sees what he has come to see.”
Pamiętacie Państwo jeszcze tę piosenkę? Ciekawe hasło; zabawne, po części abstrakcyjne.
Ale tak naprawdę, po co komuś lokomotywa? Każdy proces wymaga nakładu energii, zaś pojazd napędu.
Czasy się zmieniały, rodzaj napędu oraz design podobnie – zgodnie z duchem epoki oraz postępem cywilizacji.
Doszło jednak do pewnego odwrócenia schematu. Dzisiaj – nam się tylko wydaje, że to my sami dokonujemy świadomego wyboru, czy też przemyślanego zakupu.
Niemalże na każdym rogu ulicy stoją jakieś lokomotywy, zaś elita kompetentnych specjalistów próbuje sprytnie podpiąć nas pod czyjś pociąg.

Stres i gorączka dnia codziennego, brak czasu na głębszą refleksję. Oferta fascynuje i wabi, bilet niby darmowy…
“The train is a small world moving through a larger world.”

„Wsiąść do pociągu byle jakiego”.
No ale przecież jest niby tak fajnie, dotarliśmy przy akompaniamencie fanfarów do początku XXI wieku.
Gdyby nasi przodkowie mieli mniej szczęścia z wyborem priorytetów (no i „pociągów”) – to egzystencja ludzkiego species spaliłaby na panewce.
Czas na konstruktywne resume.

Homo sapiens wykazywał już od zarania dziejów pewną zdolność do (auto)refleksji oraz adekwatnego w czasie wyciągania wniosków. Miało mu to zapewnić unikalny (jak utrzymuje przynajmniej główny nurt historii) status oraz sukces w dominacji życia na Błękitnym Globie.
Coponiektórzy antropolodzy zwykli nazywać nasze species „homo ludens” (czyli człowiek, który się bawi – przyp. autora), sugerując, że to akurat w ludzkiej
kreatywności i niepowtarzalnym (w porównaniu do innych species) „pociągu do zabawy”… leży źródło oraz motor rozwoju ludzkiej cywilizacji.
Czyli… nie zimna logika, ale nieokiełznana ciekawość. Komu tu wierzyć?
“It ought to be plain how little you gain
by getting excited and vexed.
You’ll always be late for the previous train,
and always on time for the next.”
Timing albo kairos.
A może tajemnica sukcesu (dotychczasowej cywilizacji) leżała w perfekcyjnum timingu?
Historia starożytności poucza, że właściwy moment zaskarbił sobie w antycznej Helladzie nawet pewną specyficzną nazwę – „kairos”.
Całe pokolenia starożytnych Greków korzystały z bezpośredniego wyczucia „momentu chwili”, by podjąć ważne decyzje, dać upust twórczej wenie, lub choćby (banalne?) wyruszyć na połów.

No dobrze, możnaby zauważyć – skoro już w czasach antycznych umiano sobe z w Grecji tak dobrze radzić z harmonijnym postępem cywilizacji … to później, gdzieś po drodze, doszło do jakiś komplikacji?
„Mędrca szkiełko i oko”
“The world is a book and those who do not travel read only one page.”
Wróćmy na własne podwórko. I u nas, w Ojczyźnie, dały się – odnotować twórcze aspekty romantyzmu (emocjonalizmu?), żeby choć wspomnieć cytowany dopiero wers Wieszcza…
Temat poniekąd bardziej złożony, niż w historii większości krajów Starego Kontynentu. Nasi przodkowie musieli rozważyć w sercu optymalną (z perspektywy szans na przetrwanie) drogę ku przyszłości, zaś stawką była docelowa wolność narodu…

Drogę logiki, czy też serca? A może istnieje też coś takiego, jak „mądrość serca”? W sumie „temat rzeka”, którego kopleksowość do dzisiaj przerasta całokształt literatury minionych dziesięcioleci…
Pociąg życia.
“Many trains arrive at your station; treat them good whether they stay or leave!”

No i jesteśmy znów przy temacie. Co trochę kursuje po internecie modna opowieść o „pociągu życia”. Po części banalna, po części sentymentalna bajka o sensie („podróży”) naszego życia.
Dosiadamy się do pociągu rodziców… czas i zdarzenia losu dobierają nam pasażerów, potem dosiadają się nasze dzieci; kiedyś przyjdzie i nam samym opuścić pociąg. Co pozostanie po nas?
Jaki morał tej opowieści?
Czyj to film?
“All of my life, trains had been coming and going, interrupting Ever’s daily life with their loud disregard.”

Często odnosimy wrażenie, jakbyśmy się znajdowali w cudzym filmie. Automatycznie stawiamy pytanie o reżysera zaistniałego nieporozumienia. Czujemy się dotknięci emocjonalnie.
Bezsensowne stresy i utrudnienia, niewdzięcznie porozsiewane wzdłuż drogi życia…
Jakby zamiast wymarzonego spaceru ku świetlanej przyszłości… na bezdechu i pod przymusem pokonywać tor przeszkód lub wiosłować pod prąd…
Karma, pech, próba charakteru, czy niby jak?
Gdzie się podział ten pełen nostalgii, fascynujacy czarem ezoteryki internetu pociąg życia?

Dobre pytanie. Odpowiedzi jest wiele… ale może dobrze by było wrócić do podstaw. Unaocznić sobie pewną elementarną prawdę, że każda podróż zakłada określony, niezbędny ku temu stan zdrowia…
I tutaj chciałbym Was uwrażliwić na konieczność update, lub trochę bardziej precyzyjnie – regularnych updateów.
Skąd to trywialne posłannictwo? Hm – lektura statystyk medycznych ostatniego czasu. Zaś czas zaczął naglić.
Do usłysznia niebawem.
Wasz Marcin alias #healthbroker

“Keep a little fire burning; however small, however hidden.”